No więc tak. Powoli mija pierwszy dzień.
Czyli jak wczoraj rano zobaczyłam na wadze 150.2 kg to w końcu zaskoczyłam. wczoraj wykończyłam wszystkie pokusy czyli
1 jajko,
pół jogurtu bakoma
1 kromkę chleba
ok 50g twarogu
Mąkę schowałam do tyłu szafki
i
dzisiaj zaczęłam -
1/....../2 kropki bo nie wiem czy uda mi się wytrzymać 42 dni.'
Rano ugotowałam zupkę kalarepkową - chociaż czy ja wiem czy to można tak nazwac.
I tak litr wody, 1 duża kalarepa , ćwierć selera, 2 marchewki 1 pietruszka, pół cebuli. mała cukinia, pół żółtej paparyki, pół czerwonej. Garść suszonych pomidorów, tymianek, sól pieprz, troche papryki słodkiej.Łyżkę suszonego lubczyku i to by było na tyle. Gotuje sie pół godzuny a potem "rozdeptuję" tłuczkiem do ziemniaków. Tak nie całkiem. Blendowane mi nie smakuje. Na wierzch zielona pietruszka albo rukola i ćwiartki pomidorków koktajlowych. Starczyło do popołudnia co 3 godziny. W tak zwanym między czasie zjadłam pół jabłka, 1 paprykę czerwoną pociętą na paski lekko posolona , tak do chrupaniai tak samo pół żółtej. No i 1 pomarańcz.
teraz gotuję brukselke , będzie troche na kolacje i na rano zanim zrobie leczo. I to b y było na tyle.
Acha i tak jak za pierwszym razem wylewały się ze mnie hektolitry wody. :)
a dlaczego utyłam przez te 2 miesiące, chociaż jadłam zdrowo , wegetariańsko :)
Bo żarłam a nie jadłam. Nie hamowałam się i pozwalam sobie na kompulsywne ataki głodu , mimo, że doskonale już nad tym panuje.
po prostu mówiłam sobie , a co mi tam , tylko raz , a potem był jeszcze ra i jeszcze raz.
nauczka. Nie ma razów bo potem są kilogramy