Oglądałam kiedyś film o starych miastach. Była tam droga wyłożona kamieniem a w tym kamieniu koleiny wyjeżdżone latami. Jak ktoś w nie wjechał to miał małe szanse wyjechać gdzie indziej. A jeśli już to wymagało to sporego wysiłku.
Wiem coś o tym. Bo kiedyś zimą jechałam do znajomych. Część drogi wiodła przez las . Nawaliło śniegu, ale w dzień trochę się topił no i zrobiły się koleiny. Dokładnie takie jak te w kamieniu. Jechać nimi nie mogłam bo były głębokie i mój maluszek zawieszał się na wybrzuszeniu między nimi. A jak próbowałam jechać bokiem to szybko zjeżdżałam po lodzie w koleiny. Trzy razy mnie wypychali z tej pułapki zanim wyjechałam na odśnieżona drogę.
Po co to piszę. Bo teraz tez tak się czuję.
Dokładnie wiem co mam zrobić. Ale ciągle zjeżdżam w utarte koleiny.
Frustrujące ponawianie wysiłków by znaleźć pracę.
Wiem że powinnam nie palić , bo to i kasa i zdrowie ucieka.
Przestałam myśleć o moim tłuszczu , jakby te 136 kg do których udało mi się dobić w wakacje było ostateczna wagą.
A przecież dokładnie wiem co mam zrobić. Trzeba znów wypchać sie z tego kołowrotu codzienności.
I nie ma co sobie ciągle obiecywać , że zrobie to czy tamto. Po prostu zrobię i już.
Kropka.
Bo jak ktoś ładnie powiedział.
Każda droga zaczyna sie od pierwszego kroku.
A każdy dzień to nowa szansa na dobry początek
Ble ble ble ....
No to pa . ide robić ten pierwszy krok.