Średnio 4kg na miesiąc to mało czy dużo.
Jak mam się do tego odnieść.
No bo jak byłam u lekarza, to bardzo chwalił i to , że pilnuję diety i pisze wszystko co jem i te ilości to są wręcz idealne dla zdrowia.
Ale dla mnie to mało. No bo co to prawie 12 kg, jak się ważyło ponad 161 kg . to tylko 7 % z małym haczkiem.
A jak czytam na różnych forach i tabloidach, to jak komuś ubędzie 12 kg to prawie bohater narodowy.
No więc mam się cieszyć czy nie.
Chyba jeszcze nie, Przecież postanowiłam schudnąć o człowieka . To znaczy minimum 70 kg a to znaczy , że będę się cieszyć jak dojdę do 90 kg i nie zaczne tyć od nowa .
No ale...........
No właśnie .
Naoglądałam się programów o amerykańskich grubasach i oni chudną po operacjach - różnych - zakładanie opaski, zeszycie i takie tam. Ale nie operacje są najważniejsze.
Najważniejsze są zwisy. Problem co z nimi robić pojawia sie u każdego kto zrzuca co najmniej 30 % wagi ciała.
Jak ktoś ważył np . 160 kg a potem już nie, to ubyło wody, tłuszczu i takich tam, ale została skóra z tymi wyssanymi komórkami tłuszczowymi.
No i tu zaczyna się jazda bez trzymanki.
No bo ja schudłam narazie tylko 12 kg i już biust jak u "starej Masajki".
Ale to nie jest największy problem. Jakoś upchak w dobrym staniku i po problemie
Największym problemem jest brzuch.
Przedyskutowałam temat na wizycie u lekarza i ..........nic .
Parę dobrych rad w stylu .pas ściągający , masaże i politowanie w oczach szczupłej pani pielęgniarki . I rozterka w oczach pana doktora, No i obietnica, że za jakiś czas może ktoś ????? skieruje , bo przecież to trzeba będzie wyciąć. To - znaczy ZWIS.
No dobra . ja rozumiem że wszyscy chirurdzy plastyczni przenieśli się do prywatnych klinik .
To zrozumiałe. Bardziej im się opłaca podciągać powieki albo wstrzykiwać botoks za ciężka kasę , niż wycinać jakieś kilogramy skóry na brzuchu i to w dodatku za nędzne grosze z funduszu.
Na tą chwilkę nie jest to jeszcze tragedia , ale moja rozbujała wyobraźnie mówi mi co będzie latem.
Utrzymanie tego w czystości i bez odparzeń to olbrzymia praca. .
Ja wiem teraz to i tak nie ma sensu niczego wycinać. Trzeba poczekać aż schudnę i waga się ustabilizuje, bo przecież zawsze może być efekt jojo i mogę się nie zmieścić we własnym nieco okrojonym wcześniej organiźmie.
A jak wygląda "jojo" to mam najlepszy przykład w pracy. Pracuje ze mną prześliczna młoda kobieta , nieco - jak to dawniej mówiono - "opiekłego ciałka". Ale póki co , jest to jeszcze apetyczne i seksi. Oczywiście postanowiła się nieco odchudzić i "poszła w Dukana"
Schudła tyle co ja , i dopiero faceci się ślinili ( u mnie nie widać tej różnicy póki co - ja narazie tylko robię się bardziej miękka)
Niestety nereczki koleżance nie wytrzymały idiotyzmów zachwalanych przez francuza i portale z dietami i musiała przerwać jedzenie białka w takich ilościch.
No a pół roku później wróciło wszystko i jeszcze 4 kilo więcej. Na moje oko ma już nieco rozregulowany metabolizm. Zakładając , że lekarze maja rację mówiąc że u kobiet po czterdziestce metabolizm znacznie zwalnia , szczególnie jak się nie ćwiczy , to widzę juz jak za rok - dwa popełniając moje błędy , koleżanka będzie wyglądała jak pączek z wylewającym się masłem .
A za następne 2 -3 lata może wkroczyć na równię pochyłą po której ja zsuwałam się ostatnie 10 lat.
Ale mogę się tylko temu przyglądać, bo ona nie słucha ani rad ani informacji - zupełnie jak ja wcześniej .
Ale co tam. Najważniejsza jestem Ja.
Zaczęłam nosić pas i wymachuję odnóżami raz dziennie . To powinno jeszcze podkręcić spalanie. Muszę namówić Skarba , że też zaczął ćwiczyćto będzie łatwiej , a jak narazie to on przekłada organizm z fotela na kanapę albo na fotel samochodu.
Tłumaczy to bólem pleców. A ja nie jestem w materii ćwiczeń dla niego wiarygodna bo sama się zapuściłam i wyglądam jak mors.
Ciągle nie mam odwagi wkleić zdjęcia , nawet jak zamażę oblicze to i tak mi wstyd.
Ostatnio oglądałam program , gdzie jakaś nawiedzona psycholożka kazała paru grubaskom pokochać się i zaakceptować swój wygląd .
To miała być ich droga do szczęścia i radości życia. Sama oczywiście miała wygląd modelki i podejrzewam , że problemy grubasów znała wyłącznie z teorii.
A ja twierdzę , że jak ktoś jest estetą - chociaż odrobinę - to nigdy w życiu nie zaakceptuje siebie w postaci kadzi tłuszczu.
Ja nie mogę na siebie patrzeć . Przez lata całe miałam lustra , które pokazywały tylko twarz i ewentualnie ramiona ( robiłam to podświadamie - znaczy wieszałam tylko takie lustra ) , więc nie widziałam swojej całej okropnej postaci. Ostatnio zobaczyłam ........brrrrrrrrrrr.
Czasem się zastanawiam jak mój mąż mnie znosi. Echhhhhhhhhh.
Muszę zacząć pisać o tej swojej diecie . Może komuś to pomoże , a przynajmniej przekona ,że warto znaleźć dietetyka a nie kombinować samemu.
Witaj znowu :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak: żaden grubas nie uwierzy drugiemu grubasowi że jest szczęśliwy ze swoimi dodatkowymi kg. i że one mu w niczym nie przeszkadzają ..
Jak znajdziesz chwilkę to zajrzyj do mnie -też chudnę ;) All...
Witaj :)
OdpowiedzUsuńznalazłam linka do Twojego bloga na "odwazsie" i już wiem, że będę tu zaglądać regularnie. Zaczynam walkę z "nadbagażem", zapisałam się tam nie po to aby płacić, ale zwyczajnie poczytać. Serdecznie pozdrawiam i życzę sukcesów. Aha, na "odwazsie" jestem jako lunatyczka58.