środa, 28 listopada 2012

Ostatni papieros i płatki owsiane

I znowu byłam lepsza od amerykanów, tak jak wcześniej z pomidorami .
Zresztą nie tylko ja . Mnóstwo mądrych dietetyków poleca płatki owsiane. Ja je jadam codziennie w ilości 50 gram  ( gotowanie ) na śniadanie a oprócz tego surowe płatki dosypuję tu i ówdzie do sałatek , jogurtu i innych dań. Kotleciki z płatków owsianych to moim zdaniem hit dla tych co nie lubią mięsa.
Płatki owsiane w Polsce są ogólnie dostępne i tanie. Najlepsze są płatki górskie lub zwykłe . Błyskawicznych nie polecam , bo już są po wstepnej obróbce  i to dla mnie zawsze wada.
Czasem jak nie zdążyłam do sklepu lub po prostu ich nie było,  to podkradałam ugnieciony owies dla koni ze stajni. To samo tylko ciut więcej plew, ale one też są ważne.
Poniżej opis zawartości i wartości płatków owsianych.

"Owsianka jest bardzo dobrym źródłem przyswajalnych węglowodanów, idealnie nadających się na pierwsze śniadanie. Ponadto zawierają łatwo strawne białko, nienasycone kwasy tłuszczowe oraz dobrze przyswajalną skrobie. Dzięki niskiemu indeksowi glikemicznemu jest stopniowo uwalniana, a następnie trawiona w organizmie -  pozostawiają uczucie sytości na wiele godzin. Miseczka płatków owsianych z dodatkiem ulubionych bakalii (owoców) dostarcza nam zastrzyku energii na cały dzień.
Płatki owsiane zawierają kompleks witamin z grupy B (B1, B6) odpowiedzialnych za prawidłowy stan naszej skóry, paznokci i włosów. Ponadto w ich składzie znajdziemy wit. PP, E, a także wiele mikro- makroelementów takich jak magnez, czy selen. Minerały te zapewniają prawidłowe funkcjonowanie organizmu, poprawiają przemianę materii oraz skutecznie zapobiegają objawom przemęczenia i stresu.
Spożywanie płatków owsianych jest głównie polecane osobom mających problem  z układem pokarmowym. Dzięki zawartości dużej ilości błonnika, zapobiegają niestrawności i przewlekłym zaparciom. Błonnik zawarty w owsie działa podobnie do „szczotki” wymiatającej wszystkie szkodliwe produkty przemiany materii oraz nagromadzone toksyny z naszych jelit, które nieraz zalegają w nich przez długie lata, ulegając gniciu.

WŁAŚCIWOŚCI PŁATKÓW OWSIANYCH:
  • Zawartości selenu -  zmniejsza ryzyko zachorowalności na choroby cywilizacyjne takie jak zawał serca, miażdżyca, czy nowotwory.
  • Źródło antyoksydantów – chronią komórki organizmu przed działaniem wolnych rodników (opóźniają proces starzenia)
  • Wpływają na lepszą pamięć i koncentrację, działają antystresowo
  • Znacząco obniżają poziom złego cholesterolu we krwi
  • Uzupełniają codzienną dietę w witaminy i mikroelementy
  • Zapewniają uczucie sytości na wiele godzin
  • Poprawiają przemianę materii, wspomagając proces odchudzania
  • Oczyszczają jelita z nagromadzonych resztek produktów przemiany materii "
No , wystarczająco dużo plusów by pokochać płatki owsiane.
Ja właściwie ostatnio odkryłam że mogę odżywiać się wyłącznie pomidorami, płatkami owsianymi i jogurtem.
Ale zdrowy rozsądek podpowiada mi ,że muszę czasem coś innego też zjeść.
Pomidory od zawsze pochłaniałam w ilościach kosmicznych. A w lato to nieraz cały dzień tylko pomidory.
No i potem okazało się , że to warzywo jest panaceum na bardzo wiele przypadłości. \
W moim wypadku wprawiam w osłupienie kolejnych lekarzy jak przynoszę im wyniki moich badań.
Na pierwszy rzut oka taka beka sadła jak ja,  powinna mieć cukrzycę , miażdżycę i tony złego cholesterolu w sobie,
A tu nic  z tego. Jak przynoszę wyniki to pierwsze pytanie zazwyczaj brzmi - czy to nie jest jakaś pomyłka, czy to na pewno są moje wyniki a nie jakieś młodzieżówy, zdrowej do bólu.
I już przestałam nawet przekonywać , że to zasługa pomidorów.
Zaparć tez nie miewam- to pewnie zasługa i pomidorów i płatków owsianych.

Tu się ciśnie pytanie........to czemu tak wyglądam????

Odpowiedź...........Dzięki dietom.

Tak rozwaliłam sobie metabolizm , że zwolnił prawie do zera.
No i teraz tylko racjonalne trzymanie się ilości składników potrzebnych do życia  pozwala mi chudnąć.
Ale jak juz pisałam o tym cudzie - przynajmniej dla mnie - napiszę później.

A skąd papierosy .
Postanowiłam przestać palić. Nie, nie rzucam palenia . Po prostu przestaję.
Podyktowane to jest wieloma względami .
A przeciw było jedno , no dwa względy.
Pierwszy to oczywiście uzależnienie od nikotyny. I zapewniam ,że objawy wychodzenia z tego nałogu sa równie bolesne jak odtruwanie narkomana.
Czeka mnie parę dni kaszlu, suchość błon śluzowych. Ciągła chęć picia i nawet w trakcie połykania wody chce się pić. No i bóle .........wszystkich mięśni, kości i miejsc , gdzie kiedyś były urazy.
Drugi wzgląd jest poważniejszy ...........jak ostatnio przestałam palić to przytyłam 20 kg w ciągu roku.
Ale ponieważ teraz wiem to może nie przytyję. No i mam kartę atutową.
Od wczoraj zaczęłam ćwiczyć, a przez ostatnie pół roku prawie się nie ruszałam. Może to zahamuje wzrost wagi.
Jeśli przez pierwsze trzy miesiące nie wyskoczę powyżej 150 kg to powinno być dobrze.
No i jest jeszcze jeden plus . zaoszczędzę czas,
Rzadko się o tym mówi bo niby zawsze pali w trakcie jakieś innej czynności.
Ale to takie oszukiwanie samej siebie.
Policzyłam , że zyskam ok. 2 godzin dziennie. No i kasa - w moim przypadku to ok. 450 złotych miesięcznie.
No i żeby zagłuszyć wycie podświadomości za papierochami to MUSZĘ zacząć wykonywać to wszystko co wiem że mam zrobić.
No bo wczoraj radośnie po ćwiczeniach - 10 min- osunęłam się przed kompa i zaczęłam grać w brydża.
Moje podświadomość przekonała mnie że już starczy wysiłku. Inna sprawa, że bardzo łatwo dałam sie przekonać.
A dzisiaj jeszcze mam skończyć wstawiać rzeczy do sprzedaży no i ćwiczenia.
Dzisiaj 20 min.
No i papierosów już nie mam.
Usunęłam wczorajszego posta , bo takie użalanie się to nie ja. Każdy ma prawo do chwili rozkładu na czynniki pierwsze , ale ja nie chce tego pamiętać.

wtorek, 13 listopada 2012

Cena jedzenia i nie tylko.

Poprzednio nie pisałam o cenie jedzenia, ale o całej reszcie.
A cała reszta dla kogoś kto ma chęc odchudzac sie zgodnie z jakimis przykazaniami jest naprawde ogromna.
To cena książek , materiałów , róznego rodzaju abonamentów, suplementów no i w końcu wizyt u lekarzy i lekarstw na wyleczenie tego w co sami się wpakowaliśmy.
Do tego dochodzą nowe ciuchy i koszty róznych przejazdów.
ITD............... ITD................. ITD.......................
Ja zapłaciłam za moją obecną wiedzę przez te wszystkie lata , olbrzymie pieniadze .
Można powiedzieć ,że drogo kosztowało mnie dojście do czegos tak oczywistego , że wszystko zaczyna się i kończy w głowie.

Czy mam rację. Ja uważam ,że mam .
Wszystkie grupy wsparcia bazują na ustawieniu psychiki członka grupy,
Ja nie mówię ,że to źle.
W bardzo wielu wypadkach pomaga .
Ale ja widocznie odporna jestem na takie pranie mózgu ,

.Coś tam do mnie dociera i kończy się na tym ,że wirtualnie to ja jestem najlepsza na świecie a jak przyjdzie co da czego to odkładam do jutra, wynajduje zajęcia zastepcze , albo zwyczajnie wpadam w ciąg wilczego głodu.
I doskonale wiem ,że robie sobie tym krzywdę , ale ................

No właśnie u mnnie to jest tak ,że jak uda mi sie przełożyć to co chcę , na to co powinnam robić , to będe mistrzem świata w odchudzaniu.

A wracając do ceny jedzenia .
Nigdy nie myślałam, że znajdę się w sytuacji , że nie będę mogła gotować i przygotowywać jedzenia osobno dla siebie, osobno dla rodziny.
Ale znalazłam sie. To niczyja wina. po prostu ja mam mniej , a ceny jedzonka są wyższe.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
To uczy jak podsuwać facetom zdrowe jedzenie, no to moje ,  uczy również  jak sobie nie robic krzywdy , kiedy trzeba zjeść coś niekoniecznie korzystnego.

I tak naprzykład mam dzisiaj na obiad kasze gryczaną z gulaszem i ogórek kiszony.
Dla moich facetów robę normalny sos z wczorajszą pieczoną łopatką, przerobiona na gulasz ,  a dla siebie do odpowiedniej ilości kaszy sos na bazie mleka i łyżki mąki ziemniaczanej z grzybów no i ogórek kiszony.
Wczoraj zamiast pieczeni do ziemniaków miałam taki gulasz mojego pomysłu .
Na łyżce oleju dusi sie 1 paprykę  + 1 średnia cebule + 1 małą cukinie + 50 gram piersi z kurczaka lub inny kawałek drobiu ( może byc wołowina z rosołu )- wszystko pokrojone w kostkę,  potem troche soli , chili , szczypta oregano i imbir wielkości kciuka , starty na tarce .
Poddusić i na 200 gram ziemniaków wyłożyć  , posypać zieleniną.
A do tego surówka , którą moi faceci też uwielbiają. Ale musiałam ich tego nauczyć.

Na 3 osoby to będzie 4 marchewki. pół selera, kawałek pora. MArchewki i seler  zetrzeć na tarce , na drobnych oczkach, por drobno pokroić, pokropić sokiem z ok 1/3 cytryny troche soli , cukier na czubek łyżki dla złamania smaku i pokropić oliwą. wymieszać i jeśććććććććććć.
Pycha.
Da się więc , ale trzeba sie nieźle gimnastykować .
Ale czasem mi sie nie udaje wtedy wsuwam jogurt , albo kefir z kromką chleba i np. sałatą na obiad.
Ale co by nie robić ............czasy pt. szynka z chlebem a nie odwrotnie lub ociekajacy tłuszczem boczuś ...............skończyły sie.  Bo to i niekoniecznie zdrowe i cholernie tuczące.
Narazie pisałam o głowie  i jedzeniu ale jest trzeci element ....................ruch.
I jak sie to wszystko połączny w realu a nie wirtualnie to wtedy wychodzi .
Ale to właśnie jest trudne.
.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Diety.....czyli pic na wodę , fotomontaż

Przez te wszystkie miesiace i lata odchudzania sie doszłam do podstawowego wniosku.

WSZYSTKIE DIETY ODCHUDZJĄCE .....ODCHUDZAJĄ  NASZE KIESZENIE,
 A MY W NAJLEPSZYM WYPADKU WPADAMY W EKFEKT JOJO


Znalazłam potwierdzenie tego wniosku w kilku artykułach.
Absolutnie wszystkie diety prowadza do efektu "jojo".
Oczywiście wyjatkiem potwierdzającym regułe sa diety lecznicze.
W to nie wnikam , ale rozumiem istote i wage problemu.
Prowadzone we właściwy sposób przez lekarza - dietetyka, dieta lecznicza jest ze wszech miar właściwa i pozyteczna.
Inna sprawa, że znalezienie lekarza o tej specjalności w Polsce , graniczy prawie z cudem.
A jesli juz sie znajdzie to trzeba miec górę kasy, żeby się leczyc.
Bo mimo gromkich okrzyków Rządu  o walce z otyłością , prawie wcale nie podpisano umów z przychodniami o tej specjalności.
 Więc płaci się kasę za wizyty prywatne, albo płaci się kasę za podróż na drugi koniec Polski do dietetyka  z podpisana umową .
Tak czy tak , budżet w ruinie.

Moje próby odchudzania rozpoczęłam ok. 10 lat temu.
Była to szarpanina bez ładu i składu.
Znalazłam grupę co to działala na bazie programu w TV.
No fajnie, poszłam na pierwsze spotkanie ....za darmo.
Ale potem ..........za materiały - płać, za salę.....trzeba sie dołożyć, za gimnastykę - zapłacic za trenera itd..............
Lekko zrujowana i zdegustowana brakiem stosownych efektów, zaczęłam próbowac na własna rękę.........tez figa z makiem.
Bo jak już coś schudłam , to szybko tyłam chwilkę potem.
Nastepnie znalazłam przy klinice w Katowicach mozliwość dostania się do grupy odchudzania.
Co mnnie to kosztowało zabiegów , by dostac skierowanie , tak by sie załapać bezpłatnie , wole nie mówić.
Ale udało sie , więc pewnego jesiennego popołudnia udałam sie do kliniki na Ligocie.
Spęd był cudny. Jakieś 300 osób.
podzielono nas na 20 osobowe grupy. Zbadano, zważono. trzeba było sie podpisywać, bo jak sie potem okazało od każdego grubasnego "łba" szła dotacja państwowa na działalność pozarządową przy klinice . A to sie wiązało z wysokimi zarobkami za wykłady dla tych co się załapali.
Po trzech spotkaniach zorientowałam sie ,że wszyscy mają to samo , bez względu na to jaki przedstawiają sobą problem.
Dieta 1000 kcal i szlus ....owszem po 2 tygodniach schudłam 5kilo ale potem na tej samej diecie przybrałam 7. Dietetyczka stwierdziła ,że pewnie oszukuje w dzienniczku i dlatego .
Jak na grupie zapytałam pania psycholog czy może po kolei rozpatrywać przypadki ludzi z grupy to sie dowiedziałam że indywidualnie to ona przyjmuje w prywatnym ganinecie za kasę.
Więc ja jej na to , że bajki na dobranoc to lubie w tv a nie na sali wykładowej i poszłam sobie.

Kolejna próba to była pani psycholog do której dostałam sie po 4 miesiacach czekania.
Być może tak działam na ludzi ale po 5 minutach słuchałam znerwicowanej , prawie młodej , lekko otyłej pani psycholog zamiast ona mnie. No trzeba powiedzieć że sporo ja dreczyło ,włączając w to synka, który zdążył zadzwonic do mamy w ciągu godziny 4 razy.
Po godzinie pani psycholog stwierdziła , że mnie rozumie i że musze byc dzielna i walczyc z soba , ale że juz mnie nie przyjmie bo konczy sie jej umowa w tej przychodni.
No.
Potem była organizacja Anonimowych Żarłoków. Nie powiem , ci nawet parę zasad mają niezłych, ale może ja tak to odbierałam albo mi sie wydawało, że połowa nadawała się do ścisłego leczenia a ta druga połowa to niespełnione w innych organizacjach postacie z zapedami na dowódców.
Dałam sobie spokój.Może też mam takie zapędy a wszystkie miejsca już były zajęte.
Ale to przynajmnie kosztowało mnie tylko 5 złoty na tydzień.

Potem była Vitalia. Nie powiem trafiłam tam w okresie kiedy dopiero sie rozwijała i było tam kupę fajnych ludzi. No i sporo mi pomogła...............przynajmniej w zdobyciu wiedzy. Zresztą cały czas tam zaglądam , bo to co pozostało jeszcze za darmo czasem się przydaje.

Pierwszt zgrzyt nastapił gdy wykupiłam dietę z fitnesem.
Mam specyficzne ograniczenia ......nogi, a wtedy miałam dodatkowo rany nad kostkami.
A ten trener w mailach mimo moich kilkakrotnych uwag sugerował mase ćwiczeń na basenie.
Znaczy wysłał gotowca, a moich maili nie czytał.
A potem się zaczęło.
Za wszystko trzeba było płacić abonament . A szszytem wszystkiego była zmiana paru istotnych warunków. Dowiedziałam się o tym któregość dnia po zalogowaniu, kiedy wyskoczyła formułka,że logowanie po danej dacie jest równoznaczne z przyjeciem nowych warunków Vitalii , problem w tym ,że ja ich wczesniej nie znałam i nikt nie zwracał uwagi by się z nimi zapoznać.
W tej chwili Vitalia to samonapedzający sie interes - zawsze znajdą się osoby którym przeszkadza dodatkowe 5 kg.
Ostatnim pomysłem Vitalii są drużyny.
Spotkania w Poznaniu póki co darmowe.
Za to potem ..........płaci się jak za "barszcz" .
Znalazłam zakładkę ....Lider
Weszłam , a tam piszę ,że jak sie schudło 5 kg to można spróbować założyć drużynę w swoim mieście.
Czemu nie , spróbuję , pomyślałam sobie, przecież ja schudłam duzo więcej.
Byłam akurat zalogowana. Klikam więc na kwestionariusz a tu wyskakuje tekst, że sorry ale jesli mam powyżej 25 BMI to sie nie nadaje, czyli nawet jak schudne 60 kg to też nie będę sie nadawć.
Ale dość jeżdżenia po Vitalii.
Na forum Vitalii można znaleźć dośc materiału do potwierdzenia mojej tezy o dietach.
Jedynie co mają niezłe to przepisy..........pare używam do dziś.
Ostatnim podejściem jakie miałam to PRAWDZIWY DIETETYK.
Tyle że płacic 150 zeta za wizyte to mnie znowu nie stać , bo póki co została mi tylko emerytura.
Więc postanowiłam.
Zebrałam całą moja zawartość biblioteczki ...............dużą, notatki, rady , i inne pomocne materiały i zaczynam od nowa.
Bo najważniejsze to się poddawać.
Tak jak ta zawodniczka.
Po tym skoku wróciła na siodło i skończyła konkurs.




I cieszyć się zyciem .





niedziela, 11 listopada 2012

Nie ma ,że boli.......wróciłam

Długo mnie nie było .
Odchudzałam się i odchudzałam . Aż stanęłam na wadze i zobaczyłam  - 139 kg. Hura.
Ale natychmiast zadziałaly 2 rzeczy.
A wlasciwie 3. Natychniast wpadłam w samouwielbiennie ........jaka to ja jestem wspaniała.
A moja podświadomośc natychmiast wpadła w popłoch.  I zaczęłam palić.
Jak już zobaczyłam to 139 kg , to  natychmiast zaczęłam sobie pozwalać na to i owo.
Akurat Świeta Wielkanocne były - świetna wymówka.
No i tym pozwalaniem tak się zdenerwowałam , że natychmiast zapaliłam ..i palę  do dziś, a właściwie do jutra, bo to ostatnia paczka.
Nie stać mnie na papierosy, ani zdrowotnie , ani finansowo.
Wracając do mojej radosnej działalności, to pierwszego kopa dostałam jak stanęłam na wadze a tu 142 kg .
Było to jakoś w lipcu. Upały sie zaczęły , a ja dostałam takiego wysokiego cisnienia ,że bałam sie ruszać. Zreszta koleżanka - lekarka zakazała wysiłku , dopóki temperatura nie spadnie.
I tak było do końca sierpnia. Tłumaczyłam sobie , że przecież to nie moja wina tylko upałów i trwałam w błogim nieróbstwie.
W sierpniu zostałam zwolniona z pracy, z dnia na dzień , bez podania racji. Kazano mi iść na dwa tygodnie urlopu , wcześniej wręczając wypowiedzenie.
Jak się potem okazało , musiało być miejsce dla syna jakiegoś kolesia szefa. Cóż....życie.
Ale tak tym sie zdenerwowałam ,że wpadłam w otchłań rozpaczy , co natychmiast pociągnęło za sobą pozwalanie sobie na wszystko .......no bo i tak nic nie ma sensu.
Im mniej miałam kasy , tym więcej paliłam , aż dociągnęłam do liczby 30 na dzień.
Bo jak już coś robię to na maksa.
W tak zwanym między czasie dotarło do mnie , że sama nie dam rady.
I że dużo łatwiej mi idzie jak to wszystko co się we mnie kotłuje , wawalam z siebie.
A że to doskonałe miejsce do tego to muszę znów zacząć pisać.
Moja rozleniwiona podświadomość przez tydzień wynajdywała mi tysiąc powodów dziennie ,żebym nie pisała, ale dałam radę i jestem.
Ważę aktualnie 145 kg.
I zaczynam wszystko od nowa.
Nie wszystko przepadło. w koncu przez rok schudłam suma sumarum 16 kg.
No i mam nadzieję ,że znajdę pomoc. Bo naprzykład okazuje się że kasa jest bardzo istotna w odchudzaniu , ale o tym jutro.
Acha. Zupełnie zapomniałam to zdjęcie na poczatku to ja. Tak wyglądałam 14 miesiecy temu kiedy ważyłam 161 kg.
A tak wyglada zachód słońca z mojego okna.


I jeszcze laas bukowy z Doliny Kłodzkiej












wtorek, 20 marca 2012

Chudnę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Nie pisałam, bo znowu miałam "stopkę z bujaniem" w chudnięciu .
Waga krążyła i bujała się w okolicy 146 - 147 a ja popadałam w zniechęcenie.
Uczciwie przyznaję, że siedziałam na fotelu, dziergałam sweter dla koleżanki i użalałam sie nad sobą. I tak mi mijał czas . Bezproduktywnie ,jeśli nie liczyć sweterka..
Zachowywałam się jak bezmózga sirotka. Jakbym na własnym organiźmie juz pare razy nie przećwiczyła, że jak się chudnie to dzieje sie to cyklicznie.
Tzn
- Chudnę
- organizm sie buntuje
-  usiłuje wrócić do starej wagi
- staje w miejscu i przyzwyczaja sie do nowego stanu  bo musi i już
- i znowu chudnę.
No ale jakiś tydzień temu wrócił mi rozum . Musi gdzieś spacerował luzem przez jakiś czas.
No i podjęłam walkę dalej i dzis..................hura............stanęłam na wadze a tu 144 kg.
Aż przyniosłam drugą wagę - tą na której obiecałam ,że stane jak osiągnę 139kg. Ale nie wytrzymałam  , przyniosłam do łazienki i weszłam na nią . Na tej było 144,2kg.
Znaczy przyklepane i już
No i średnia na miesiąc mi się ciut poprawiła
A ponieważ mam tydzień wolnego i ćwiczę to mam nadzieję jeszcze cos tam zdjąc z siebie.

wtorek, 13 marca 2012

Raport z pola walki ..................................ze 161kg do 146kg = 15kg potu i łez..........hm

Spada mi średnia chudnięcia na miesiąc. Są tygodnie ,że waga prawie stoi w miejscu .
A to kilo w te a to wewte. No i gdybym nie walczyła przez te wszystkie lata to np. takie dwa tygodnie jak ostatnio by mnie załamły.
No bo co wejdę na wagę to prawie to samo. i nic w dół , raczej w góre ....ciut, a potem spada. Wkurzyłam sie nieco i przez tydzień nie ważyłam się. Dziie wchodzę na wagę i ..........................................................................................
po raz pierwszy od prawie 2 lat ważę 146kg
HUUURRRRRRRRAAAAAAAAAAAAAA
A już się martwiłam ,że dieta przestaje działać.
Ale nie. Wsio jest ok.
W moim wieku organizm potrzebuje po prostu więcej czasu na zmiany. Na przystosowanie się do nowej sytuacji.
Bo przeciez nawet młodziutkie panienki mają ten dylemat .....co się dzieje że przestałam chudnąc...............a to tylko organizm sobie zrobił przerwę na pomyślunek.
No właśnie, mój organizm też odpracował sobie "myślówę" no i ruszył dalej.
Nagle ubyło mi prawie 2 kg. i bardzo to mnie cieszy. Ale............
No właśnie, jest poważne ale.
 Przez ostatni okres ....no w trakcie przystosowywania sie do nowej sytuacji wagowej ...........moja podswiadomość usiłowała się zbuntować i wrócić do stanu poprzedniego.
Wiadomo organizm zawsze usiłuje wrócić do sytuacji w której był dostatecznie długo by ją zaakceptować.
No i stąd zaczął sie mój brak konsekwencji.
No bo z jednej strony wszystkie konieczne warunki diety mam zakodowane i NIGDY, od października.............ale to naprawdę nigdy .nie użyłam masła, ani innego tłuszczu oprócz przepisanej ilości oleju.
Staram się nie przekraczać przepisanej ilości węglowodanów , ale tu mam trudniej , bo zaczęłam miewać ataki wilczego głodu ( chyba w ramach tego buntu podświadomości mam to fundowane ) i czasem , szczególnie po południu dokładam sobie jeden pełny posiłek ekstra.
Chociaż wiem ,że to stanowczo za dużo nie mogę się oprzeć. A ostanio pozwoliłam sobie nawet na wafelka.
Zmienia mi się smak. Kiedys mogłam pochłaniać warzywa a teraz podchodzę do nich nieco ostrożnie. Staram sie omijać. Jakby organizm nie potrzebował ich. Ciekawe??
Za to mięso zaczyna mi smakować. Ale tu też pilnuję diety i jem tylko drobiowe i wołowe.  Ale tu dopiero roztacza sie pole bitwy z moją podświadomościa i jej fantazjami.
Czasem robiąc kanapki mojemu Skarbowi z np. boczkiem pieczonym niemal czuję jak zatapiam w nim zęby.
Oczywiście w boczku , nie w Skarbie.
I wręcz fizycznie czuję smak wieprzowiny.
Jest bardzo trudno opierać sie takim fantazjom , bo to przecież ja gotuję i próbuję wszystkiego.
A moja podświadomość walczy o powrót do zapamiętanego stanu sprzed 15 kilogramów.
Ostanio wróciłam do papierosów. Nie paliłam przez 2,5 roku  ---------no i wmawiałam sobie , że ostnie 20 kg to przez to niepalenie i proszę.
Argument "za" tak zadziałał , że jak mną życie walnęło po raz kolejny o ziemię, to ręka sama wyciągnęła sie po papierosa, a nie było daleko , bo w kieszeni Skarba.
On sie poddał jakieś 5 miesięcy temu.
Wogóle to uważam ,że łatwo wpadam w nałogi . Zaliczyłam juz palenie, czytanie , granie na necie, układanie pasjansów no i jedzenie.
 I jak z czegoś rezugnuje to natychmiast coś innego mi sie przyplątuje.
Więc oststnio wymyśłiłam, że musze wpaść w nałóg ćwiczenia.
To będzie zdrowe i zapewni mojej podświadomości satysfakcję z posiadania kolejnego nałogu.
 No to może da mi spokój na jakiś czas,

Walczę mimo świadomości wszystkich kłód pod nogami ,  i jestem pewna , że do wakacji za jedynką pojawi się trójka

wtorek, 24 stycznia 2012

Ważę 149.8 kg , schudłam 11,6 kg od 17 października

Średnio 4kg na miesiąc to mało czy dużo.
Jak mam się do tego odnieść.
No bo jak byłam u lekarza, to bardzo chwalił i to , że pilnuję diety i pisze wszystko co jem i te ilości to są wręcz idealne dla zdrowia.
 Ale dla mnie to mało. No bo co to prawie 12 kg,  jak się ważyło ponad 161 kg . to tylko 7 % z małym haczkiem.
A jak czytam na różnych forach i tabloidach,  to jak komuś ubędzie 12 kg to prawie bohater narodowy.
No więc mam się cieszyć czy nie.
Chyba jeszcze nie, Przecież postanowiłam schudnąć o człowieka . To znaczy minimum 70 kg a to znaczy , że będę się cieszyć jak dojdę do 90 kg i nie zaczne tyć od nowa .
No ale...........
No właśnie .
Naoglądałam się programów o amerykańskich grubasach i oni chudną po operacjach - różnych  - zakładanie opaski, zeszycie i takie tam. Ale nie operacje  są najważniejsze.
 Najważniejsze są zwisy. Problem co z nimi robić pojawia sie u każdego kto zrzuca co najmniej 30 % wagi ciała.
Jak ktoś ważył np . 160 kg a potem już nie,  to ubyło wody, tłuszczu i takich tam,  ale została skóra z tymi wyssanymi komórkami tłuszczowymi.
No i tu zaczyna się jazda bez trzymanki.
No bo ja schudłam narazie tylko 12 kg i już biust jak u "starej Masajki".
Ale to nie jest największy problem. Jakoś upchak w dobrym staniku i po problemie
Największym problemem jest brzuch.
Przedyskutowałam temat na wizycie u lekarza  i ..........nic .
Parę dobrych rad w stylu .pas ściągający , masaże i politowanie w oczach szczupłej pani pielęgniarki  . I rozterka w oczach pana doktora,  No i obietnica, że za jakiś czas może ktoś ????? skieruje , bo przecież to trzeba będzie wyciąć. To - znaczy ZWIS.
No dobra . ja  rozumiem że  wszyscy chirurdzy plastyczni przenieśli się do prywatnych klinik .
To zrozumiałe. Bardziej im się opłaca podciągać powieki albo wstrzykiwać botoks  za ciężka kasę ,  niż wycinać jakieś kilogramy skóry na brzuchu i to w dodatku za nędzne grosze z funduszu.
Na tą chwilkę nie jest to jeszcze tragedia , ale moja rozbujała wyobraźnie mówi mi co będzie latem.
Utrzymanie tego w czystości i bez odparzeń to olbrzymia praca. .
Ja wiem teraz to i tak nie ma sensu niczego wycinać. Trzeba poczekać aż schudnę i waga się ustabilizuje,  bo przecież zawsze może być efekt jojo i mogę się nie zmieścić we własnym nieco okrojonym wcześniej organiźmie.
A jak  wygląda "jojo"  to mam najlepszy przykład w pracy. Pracuje ze mną prześliczna młoda kobieta , nieco - jak to dawniej mówiono - "opiekłego ciałka". Ale póki co , jest to jeszcze apetyczne i seksi. Oczywiście postanowiła się nieco odchudzić i "poszła w Dukana"
Schudła tyle co ja , i dopiero faceci się ślinili ( u mnie nie widać tej różnicy póki co  - ja narazie tylko robię się bardziej miękka)
Niestety nereczki koleżance  nie wytrzymały idiotyzmów zachwalanych przez francuza i portale z dietami i musiała przerwać jedzenie białka w takich ilościch.
No a pół roku później wróciło wszystko  i jeszcze 4 kilo więcej.  Na moje oko ma już nieco rozregulowany metabolizm. Zakładając , że lekarze maja rację mówiąc  że u kobiet po czterdziestce metabolizm znacznie zwalnia , szczególnie jak się nie ćwiczy , to widzę juz jak za rok - dwa popełniając  moje błędy ,  koleżanka będzie wyglądała jak pączek z wylewającym się masłem .
A za następne 2 -3 lata może wkroczyć na równię pochyłą po której ja zsuwałam się ostatnie 10 lat.
Ale mogę się tylko temu przyglądać,  bo ona nie słucha ani rad ani informacji - zupełnie jak ja wcześniej .
Ale co tam. Najważniejsza jestem Ja.
Zaczęłam nosić pas  i wymachuję odnóżami raz dziennie . To powinno jeszcze  podkręcić spalanie. Muszę  namówić Skarba , że też zaczął ćwiczyćto będzie łatwiej , a jak narazie to on przekłada organizm z fotela na kanapę albo na fotel samochodu.
Tłumaczy to bólem pleców.  A ja nie jestem w  materii ćwiczeń dla niego wiarygodna bo sama się zapuściłam i wyglądam jak mors.
Ciągle nie mam odwagi wkleić zdjęcia , nawet jak zamażę oblicze to i tak mi wstyd.
Ostatnio oglądałam program , gdzie jakaś nawiedzona psycholożka kazała paru grubaskom pokochać  się i zaakceptować swój wygląd .
 To miała być ich droga do szczęścia i radości życia. Sama oczywiście miała wygląd modelki i podejrzewam , że problemy grubasów znała wyłącznie z teorii.
A ja twierdzę , że jak ktoś jest estetą - chociaż odrobinę -  to nigdy w  życiu nie zaakceptuje siebie w postaci kadzi tłuszczu.
Ja nie mogę  na siebie patrzeć . Przez lata całe miałam lustra , które pokazywały tylko twarz i ewentualnie ramiona ( robiłam to podświadamie - znaczy wieszałam tylko takie lustra ) , więc nie widziałam swojej całej okropnej postaci. Ostatnio zobaczyłam ........brrrrrrrrrrr.
Czasem się zastanawiam jak mój mąż mnie znosi.  Echhhhhhhhhh.
Muszę zacząć pisać o tej swojej diecie . Może komuś to pomoże , a przynajmniej przekona ,że warto znaleźć dietetyka a nie kombinować samemu.

czwartek, 12 stycznia 2012

Agresja ???????? czy tolerancja , a może lenistwo

Agresor włącza mi się często. Właśnie siedzę w pracy . Obok mnie stoi puste biurko z komputerem na którym co i rusz ktoś coś robi.
I jestem w stanie to znieść . Wszystkich z wyjątkiem jednej osoby. Facet wydaje takie odgłosy ,że jest mi niedobrze. A nie daj "bosze" jak postanawia zjeść śniadanko i przejrzeć internet to mam odruch wymiotny. Najchętniej wywaliłabym go z mojego miejsca pracy na kopach.  Ale cóż.  Nie mogę , nie wypada. Tego nie przewidują normy współżycia w społeczeństwie.
Kiedyś mówiłam o sobie , że jestem tolerancyjna.
Guzik prawda cała moja wielka idea wzięła w łeb jak dotarło do mnie ,że to tylko lenistwo.
Zwyczajnie i po prostu. Nie jestem tolerancyjna tylko po prostu nie chce mi się czasem albo mój agresor nie jest odpowiednio pobudzony.
Wiele rzeczy mi przeszkadza na codzień . Wiele mnie wkurza . Ale wygodniej jest nie zwracać na to uwagi.
Jak kiedyś zwracałam i walczyłam z wiatrakami to mi się ciągle obrywało.
I ci tu dużo mówić. Uważam, że większość tych "wspaniałych tolerancyjnych " osób to po prostu lenie i sybaryci.
No i przecież nie wszystkich wkurza to samo. To też powód dla którego często zamiast zareagować  na dany problem , po prostu chowamy się w skorupkę , wysuwając czułki. Jak się okaże , że większość by tak zareagowało to "sprytusie"  wychodzą z ukrycia , pokrzykując jacy to są  - no właśnie - tolerancyjni.
No i każdy ma inny sposób odbioru. Ja na przykład jestem empatką i wyczuwam nie zadowolenia drugiej osoby i natychmiast starałam się zapewnić sobie komfort psychiczny , potakując. No ale to też miało swoje granice . Niestety taka droga  prowadzi prościutko do potwornego wybuchu . Agresja wylewa się wtedy ze mnie jak Niagara.
Czasem to się nawet przydaje, ale efekt końcowy zawsze jest taki sam. Olbrzymi niesmak do samej siebie.
No wywaliłam co mnie gryzie a cud - koleś skończył konsumpcję. Teraz już tylko sapie jak knur.
Też trudne.do wytrzymania.
Miałam całkiem co innego napisać. A wyszło jak wyszło.
Tyle rzeczy się dzieje wokół.
Tyle jeszcze nie wiem.
 Teraz mam problem - uwielbiam kalafiory , ale mnie rozdymają. Więc przy mojej tuszy to efekt jest taki jakby mnie ktoś dusił.
Znalazłam sposób by gnie wzdymał. Trzeba dodać kminku do gotowania. Zobaczymy czy zadziała. Bo oczywiście muszę to sprawdzić na sobie. Jak się gotowany z kminkiem  kalafior  uda,  to zrobię zakładki z ciekawostkami i sposobikami.
Właściwie to muszę w końcu zrobić porządek. Bo wcale się nie wysiliłam. Parę zdjęć wkleję.
Ech , od działalności wirtualnej to jestem mistrzem. Problem z przejściem od marzeń i słów do czynu.

środa, 11 stycznia 2012

Ważyłam 161,4 kg

Napisałam to w czasie przeszłym.
Tyle osiągnęłam ----------------------ha....ha.. w dniu 17.10.2011r.
Nie ma co . Super osiągnięcie. . Chyba jakiś rekord czy cóśśśśśśśśśś.
 No bo przy wzroście 164 cm , ważyć 161,4 kg  to swego rodzaju  wyczyn.
Jak ktoś na mnie patrzył to nie wierzył , że tyle ważę.
Bo jakby nie było widać. 
Albo nikomu nie przychodziło do głowy ,że owszem gruba baba , ale góra 120kg.
Wielu znajomych  120kg uważa za kres możliwości utycia. Ale jak się okazuje, nie jest to koniec ludzkich możliwości.
I nie było tak , żebym nie walczyła.
Owszem walczyłam. Nie jadłam słodyczy. Niewiele tłuszczu .
Bez sosów. Nic smażonego.
I raczej mieściłam się w 1100 - 1300 kalorii  na dzień . Co przy tej wadze było racją głodową.
I pewnie dlatego nic mi się nie chciało. Zasiadałam przed kompem i kwiliłam cichutko w sieci jaka to ja jestem nieszczęśliwa bo co bym nie robiła to tyję - średnio 200 - 300 gram na tydzień.
I oczywiście muszę ćwiczyć, ale mi się nie chce bo nie mam na nic siły i ochoty.
I czas mi się rozpływał miedzy palcami i nic się nie działo oprócz TYCIA.
 
Od czasu do czasu szamotnęłam się w którąś stronę i .............dalej nic.
Na szczęście miewam czasem "odpały" ...no takie gwałtowne przypływy energii bez żadnego uzasadnionego powodu.
Świat wtedy różowieje , a mnie się wydaje ,że mogę ABSOLUTNIE WSZYSTKO .
No i na początku października , po 60-tych urodzinach właśnie tak mną miotnęło.
Z okrzykiem na ustach ......Życie zaczyna się po sześćdziesiątce...........rzuciłam się do kom pa i zaczęłam poszukiwania.
Bo wyszło mi , że wszystkiemu winny jest mój metabolizm. Zwolnił prawie do zera. Więc trzeba go ruszyć . Można by ćwiczyć. Ale na razie o tym nie było mowy , bo zwyczajnie mi się nie chciało.
Więc muszę znaleźć dietetyka. Prawdziwego .
Nie taką panienkę po kursach co to płacze nad kilogramem więcej u lali typu BARBI ważącej na co dzień 45kg. Tylko prawdziwego lekarza.
No i widocznie to było właściwa pora na poszukiwania , bo znalazłam.
Dr nauk medycznych od metabolizmu i paru innych ważnych rzeczy związanych z tyciem  lub .........chudnięciem.
Pojechałam.
Najpierw mnie zważono, zmierzono.
Potem spowiedź. No dosłownie - prawie 30 minut opowiadania, odpowiadania , wracania do różnych spraw z przeszłości.
Ufffffffffffff
Potem  oczywiście pierwsze o co po tym wszystkim zapytałam to o ćwiczenia i już w środku byłam przekonana, że jak mi każą ćwiczyć to znowu nic  z tego nie będzie  bo mi się nie chce . No i znowu 150 zeta w plecy.

No i zatkało mnie , bo się okazało ,że narazie nie muszę ćwiczyć tylko normalnie żyć bo Pan doktor chce zobaczyć jak sama dieta zadziała a potem powoli pomyślimy , bo moja otyłość olbrzymia nie pozwala na jakieś wygibasy.
Nadzieja zakwitła we mnie bujnym kwieciem. Dostałam dietę- jak mi powiedziano jakieś 2000 kalorii.
I  miałam ściśle przestrzegać............tylko proporcji. I nie przekraczać pewnych ilości.
No i ok. Od 17 października przez miesiąc schudłam na trwale 5kg.
Ze śpiewem na ustach poleciłam na wizytę. Jak dla mnie to mogę płacić te 130 zł na miesiąc jak mogę tyle chudnąc.
Przy kolejnej spowiedzi opowiedziałam , że te zaordynowane ilości są dla mnie OLBRZYMIE, nie daję rady tego wszystkiego zjeść. Bo jednak mimo wszystko żołądek miałam skurczony. A tam było parę warunków.
Między innymi to ,że przepisane ilości MUSZĘ zjadać.
Było to potwornie męczące w trakcie jedzenia nie raz wydawało mi się , że nie dam rady wszystkiego zjeść.
Najciekawsze przez ten miesiąc było to , że po raz pierwszy od wielu lat bywałam głodna mimo , jak  mi się wydawało potwornych ilości jedzenia.
Dostałam nowa wersję , zmniejszoną do 1700 kalorii .
Następną wizytę mam wyznaczoną na 21 stycznia.  . Chudnę dalej systematycznie . Dzisiaj ważę już 150, 6 kg , czyli o prawie 11 kilo mniej.
Pewnie byłoby lepiej , gdyby nie święta i nowy rok.
No nie dałam rady się oprzeć do końca. Popełniłam parę grzechów . No i waga bujnęła się parę razy.
Robię sobie wykres wagi. I wygląda to tak, że w pierwszym miesiącu była linia w dół  to dalej jest też w dół , tyle że wygląda to jak piła.
Chudnę dalej
. Zaczynam też powolutku wymachwać odnórzami.
I obiecałam sobie ,że wkleję zdjęcia i skan wydruku wagi pierwszej i kolejnych.
I opiszę ta dietę.
Bo MUSZĘ o tym pisać.
Bo jak piszę to mi łatwiej.  W końcu podjęłam walkę z najgorszym z nałogów. I choć mam nieco doświadczenia w walce z nałogami to ta będzie najtrudniejsza.
Pisywałam na Vitalii, ale w końcowym efekcie , przynajmniej mnie, niewiele ma ten portal do zaoferowania.  Za wyjątkiem paru przyjaźni , które tam nawiązałam.
Potrzebuję kontaktu z właściwymi specjalistami w realu.
Ale też muszę wywalać co mi w duszy buczy , bo wtedy jest mi łatwiej samą siebie zrozumieć. Samą siebie przypilnować w dotrzymywaniu danej samej sobie obietnicy.
Więc piszę